Pedałowanie wzdłuż wybrzeża ma wiele zalet, największą zaś jest morze. Całe wybrzeże jest mocno zabudowane przez rybackie wioski i miasteczka. Najczęściej płynnie się łączą lub występują w niedalekiej odległości od siebie. Trudno było nam znaleźć odosobnione miejsca, ale i to jest zaletą, bo możemy podglądać codzienność rybaków i ich rodzin.
Do jednej z takich wiosek trafiliśmy i dziś. Nieśmiało przycupnęliśmy przy łodziach w oczekiwaniu na zainteresowanie nami starszyzny. Najpierw zebrała się grupa młodych piłkarzy, którzy codziennie rozgrywają plażowe mecze. Podpytaliśmy, czy nie byłoby problemu, żeby się rozbić między łodziami. Oczywiście dostaliśmy przyzwolenie, ale jednak zgoda starszych byłaby pewnego rodzaju zaproszeniem. Chwilę później przypłynęła łódź gospodarza najbliższego z domów. Byliśmy atrakcją plaży, a goszczenie nas w domu, chlubą wioski, o czym dowiedzieliśmy się później. Omańczycy traktują gości z największym szacunkiem, częstując ich tym, co mają najlepsze. Wieczorem na chwilę usiedliśmy z mężczyznami, którzy tradycyjnie spotykają się na grę w karty i czytanie wersów Koranu. Aga, żeby zjeść kolację, musiała się udać do kobiecej części domu, zamkniętej dla obcych mężczyzn.





Było to dla mnie ciekawe przeżycie, ale dość niezręczne. Pozostawiona sama z dziećmi zostałam obrzucona przez nie kapciami, a gdy już się zjawiły ich matki, długo nie zabawiły w pokoju. Do próby konwersacji zaprzęgnięte zostały dwie najmłodsze siostry bez znajomości angielskiego. Jakiekolwiek próby porozumienia z mojej strony napotykały na barierę. Znalazłam jednak sposób – internet i google translator w komórce jednej z nich, uf, jakoś poszło. Szybko zjadłam to, co mi podano, a następnie napisałam w google, że jest zmęczona i chciałabym pójść spać. Chyba wszystkie odetchnęłyśmy z ulgą.

Domy Omańczyków są zazwyczaj ogromne – muszą przecież pomieścić kilku pokoleniowe rodziny z dużym potomstwem. W domu naliczyłam siódemkę najmłodszych dzieci do lat 7. Jeszcze były starsze siostry, bracia, ciotki, ich mężowie itd. Nagromadzenie kobiet w jednym domu musi powodować napięcia i rzeczywiście było to odczuwalne. Nie wiem, czy chodziło o mnie, czy po prostu natura kobiet dała po sobie poznać. Nie zważając na spięcia cieszyłam się nowościami. Najciekawsze było to, że tuż po moim wejściu do pokoju, żona gospodarza odymiła podpalonym kadzidłem wszystkie kąty pomieszczenia (czy był to mój zapach, czy tradycja… nie wiem). Na uwagę zwracały też najmłodsze pociechy – kilkumiesięczne dziewczynki – których oczy obwodzono czarnymi kreskami.
Następnego dnia wstaliśmy tuż przed świtem. Na plaży pierwsi rybacy wypływali już w morze, a my podziwialiśmy wschód słońca, zajadając się jajecznicą z wiejskich jajek. Wiedzieliśmy, że musimy ruszyć jak najszybciej, żeby choć przez chwilę popedałować przed największym upałem, ale ten nas ubiegł i do 9:30 jechaliśmy w jego towarzystwie.
Wioski rybackie o tak wczesnej godzinie mają wiele uroku. Dzieci jeszcze nie są na tyle świadome po przebudzeniu, żeby za nami biec, a młodzieńcy tyle ochoty, żeby nas pozdrawiać. Wiejska architektura Omanu świetnie wpisuje się w tutejszy klimat, bowiem wtopione w ściany ażury wyłapują promienie słoneczne, wspaniale ozdabiając otoczenie. W jednej z wiosek spotkaliśmy Szwajcarów, jadących rowerami do Dubaju. Przecięliśmy nasze drogi. Zaczęli swoją trasę 8 miesięcy temu, zatrzymując się w Maskacie na 2 miesiące, w których pracowali w stolicy jako instruktorzy nurkowania. Wymieniliśmy doświadczenia i kontakty i ruszyliśmy dalej.

Już przed 10 daliśmy sobie spokój. Znaleźliśmy daszek na plaży i mogliśmy rozkoszować się morzem i krabami. Kraby towarzyszyły nam już do końca dnia. Wieczorem rozbiliśmy się na obrzeżu wioski, tuż przy czarnych skałach zamieszkiwanych przez te stworzenia. Tej nocy fale nie dawały nam się wyspać, uderzały z wielką siłą o skały, prawie dosięgając naszego namiotu. Wstaliśmy już o 4 nad ranem i z opuchniętymi oczami zwijaliśmy przemoczony namiot.


