Wyprawę nad jezioro solne Pangong zaczęliśmy nieśmiało planować już w Manali. Sądziliśmy, że nie mamy zbyt wiele czasu na nieprzewidziane dodatkowe wycieczki. Dopiero Misza przekonał nas, że ów akwen mierzący 134 km długości i tkwiący między szczytami na wysokości ponad 4200 m n.p.m. jest zdecydowanie warty każdego spóźnienia i nie należy zastanawiać się długo nad taką okazją.
Żeby się tam dostać, całą grupą (do której dołączyli Ilia i Piotrek) musieliśmy postarać się o specjalne pozwolenie. Trwało to jeden dzień, po którym za 320 rupii od osoby dostaje się dwie kopie dokumentu z wypisanymi nazwiskami w jednej tabeli. Nad całą wyprawą od początku wisiały jakieś czarne chmury – niezidentyfikowane usterki, gaśnięcia silników i spadki ich mocy. Już na początku trasy motocykl Josha w pewnym momencie odmówił współpracy i Josh został zmuszony do powrotu do Leh. Dalej jechaliśmy już w sześć osób.
Droga do Pangong wiedzie przez jedną przełęcz Changla o wysokości 5289 m n.p.m. oraz przez wąskie zielone doliny z wijącymi się wężowo rzekami. Krajobrazy przypominają pustynne, księżycowe tereny z licznymi rozlewiskami ów rzek. I one przyczyniły się do grupowego pecha. Na kilku przeprawach po prostu niektórzy zaliczyli wywrotki. Czasem kamienie były tak potężne, a nurt tak silny, że Aga musiała pomagać wypychać motocykl z wody. Najmniej szczęścia miał jednak Piotrek, który stracił kontrolę nad maszyną na jednym z wielu szutrowych zakrętów. Na szczęście, oprócz kilku otarć na skórze, połamanych gmolach i uszkodzonych pedałów i lamp, nic się poważnego nie stało. Choć Piotrek przyznaje, że cały wypadek będzie wspominał jeszcze długo. Gdy zbliżaliśmy się już do jeziora był już późny wieczór, drogę oświetlał nam wstający księżyc w pełni. Kilka kilometrów przed obozowiskiem zdarzyła się kolejna awaria, tym razem nam, prawdopodobnie przebyliśmy dętkę w tylnym kole. Wszystkie sakwy powędrowały na inne motocykle, jak i Aga. Dojechałem jakoś do najbliższego miejsca noclegowego. W tym czasie Misza z Ilią pojechali poszukać czegoś w lepszej cenie. Znaleźli kilka kilometrów dalej, ich zdaniem, idealne miejsce, podczas gdy my zadomowiliśmy się już w jednym z noclegowych baraków. Długo Misza musiał nas przekonywać do zmiany miejsca, podjął nawet próbę w postaci dowiezienia pompki do opony. Akcja trwała kilkanaście minut. Gdy tylko wentyl został uwolniony z wężyka, ruszyłem natychmiast do naszego „idealnego” lokum.







Wszyscy byliśmy koszmarnie zmęczeni, a gdy zobaczyliśmy nasz nowy „domek” opadły nam ręce – niska jurta dla 4 osób. Piotrek wyczerpany do granic możliwości i zrezygnowany nagle zamilknął (co, jak sam przyznaje, należy do rzadkości:). Później okazało się, że miejsce wybrane przez Miszę i Ilię nadaje się znakomicie do dłuższego zatrzymania się, a i materacy dla sześciu osób było, powiedzmy, pod dostatkiem. Szybko usnęliśmy nie martwiąc się o ciasnotę. Rankiem czekał na nas wspaniały widok, który oczarował nas tak bardzo, że postanowiliśmy zostać tam na kolejną noc, żeby móc być świadkiem wszystkich barw zmieniającej się wody w takt pór dnia. Było warto. Woda była przezroczysta i rzeczywiście delikatnie słona. Podobno zamarza w czasie zimy, a jego 60 % długości znajduje się już po stronie chińskiego Tybetu.


Dzień upłynął nam leniwie, niektórzy prali, spacerowali, spali, naprawiali motocykle. A wieczorem, głównie za sprawą Piotrka, który dowiózł stertę drewna z jakiejś opuszczonej osady, mogliśmy przycupnąć nad ogniskiem. Ciszę wysokości ponad 4000 m zakłócili nam tylko na chwilę pewni Hindusi, którzy zorganizowali sobie dyskotekę w świetle reflektorów samochodowych.



Do pełni szczęścia brakowało tylko finału Mistrzostw Świata. Była akurat niedziela, a gdzieś za jedną z okolicznych chat ktoś dostrzegł niepozorny talerz anteny satelitarnej… Okazało się, że telewizja tutaj działa, choć z kilkoma mankamentami. Żeby ją oglądać należy pozbawić wszystkie chaty i jurty prądu. A gdy nastała godzina finału, po 11 minutach meczu agregat, który zasilał odbiornik, nagle się wyłączył. No cóż, nie można mieć wszystkiego, księżyc oświetlający ośnieżone szczyty kilku tysięczników i przejrzyste jezioro musiał nam wystarczyć:)

Czas pożegnać Pangong i ruszać w kierunku Manali. Do głównej drogi Manali-Leh jechaliśmy jeszcze wszyscy razem. A i ten odcinek nie rozczarował jeśli chodzi o dziwne wypadki. Nasza tylna opona, która wieczorem dwa dni wcześniej wydawała się mieć problem tylko z wentylem, nagle na jakimś podjeździe po prostu sflaczała. Próbowaliśmy pompować, wymieniać wewnętrzne elementy wentylu i nic. Trzeba było zawieźć koło do mechanika. Na szczęście byliśmy 8 km od wioski, w której Misza znalazł odpowiedni punkt. Przez kilka godzin trwaliśmy przy drodze, przy pustej koparce dającej cień. Międzyczasie przyjechał Josh wraz z innym spotkanym gdzieś w Leh, motocyklistą. Zanim odjechał w kierunku Pangong, opowiedział nam, co się stało w jego drodze powrotnej do Leh dwa dni wcześniej. Otóż eksplodował mu gaźnik, rozrywając się na drobne części. Na szczęście trasa wiodła w dół do najbliższej wioski i mógł dojechać do niej na wyłączonym silniku. Ach ta nasza grupa szczęśliwców! Reed w oczekiwaniu na koło dał nam koncert na gitarze, śpiewając własny, napisany nad jeziorem utwór o problemach z wysokością:), Ilia ciągle zastanawiał się, czy jechać do Manali, czy Leh, a Piotrek zajęty był wyciąganiem drzazg z rąk, które powbijał ładując drewno na motocykl poprzedniego dnia. Dojechaliśmy do głównej drogi, już bez niespodzianek. My skierowaliśmy się w kierunku wioski Lato, w której zamierzaliśmy przenocować, a reszta poszybowała do Leh. Przy pożegnaniu dostaliśmy jeszcze prezenty od Miszy – 5 litrów benzyny, żeby nie musieć wracać do stacji paliwowej oraz zapasową dętkę. Czeka nas samotna podróż do Manali, oby bez niespodzianek.

2 thoughts on “Pangong – „długie jezioro””
Witam,
Bardzo ładne zdjęcia macie 🙂 Aż miło popatrzeć.
Czy używacie kitowego obiektywu (sprzedawanego razem z d3100) czy jakiegoś innego?
—
pzdr
Mamy standardowy obiektyw sprzedawany do D 3100, ale mamy nadzieję już niedlugo nabyc nowy. Moze w Kathmandu? Staramy się robić zdjęcia na manualnych ustawieniach.