Abdollah nie byłby Irańczykiem, gdyby nie zaplanował nam wycieczki. Tym razem wyruszyliśmy na trekking górski w celu odnalezienia reliefów kamiennych znajdujących się gdzieś w miejscowości Mombi i Maghar. Przeziębienie doskwierało nam obydwojgu już bardzo, ale niezrażony i trochę głuchy na nasze błagania spokojniejszego tempa Abdollah odważnie eksplorował dzikie górskie ostępy, a my cierpliwie i dość szybko pokonywaliśmy wysokość za jego przykładem. Wraz z nami wędrowało dwóch braci i wuj – zapaśnik. Te tereny zamieszkują inni nomadowie Bahmei, wyróżniający się czarnymi wełnianymi namiotami budowanymi tymczasowo gdzieś w górach. Trudno jednak było się porozumieć w tym temacie i nie widzieliśmy żadnego, tylko jakieś opuszczone kamienne domostwa.
[wp_ad_camp_1]
Ale ciągle zmierzaliśmy w kierunku pięciu kamiennych reliefów przedstawiających królów, wojowników i zwierzęta. Niestety droga ciągnęła się głęboko w dół, szliśmy głównie wysuszonym korytem rzeki, umęczeni z glutem w nosach i wyczuwalną gorączką mogliśmy tylko zaciskać zęby i podziwiać powykręcane drzewa i Góry Dębowe. Reliefów nie znaleźliśmy, później widzieliśmy je na zdjęciach. Szkoda, zapowiadało się wspaniale, bo wydaje się nam, że raczej nie widziały ich żadne turystyczne oczy.



Wracaliśmy krętą serpentyną w dół do miasteczka Likak, szybka wizyta w kafejce internetowej i już mogliśmy kosztować pysznego dania mamy Abdollaha – bandari – rodzaj kiełbaski gotowanej z ziemniakami i pomidorami. Obydwoje stwierdziliśmy, że to chyba najlepsze danie, jakie próbowaliśmy w Iranie, chyba, że tą opinią zarządził wilczy głód.
Powoli zwijaliśmy mandżury, rano zamierzaliśmy dotrzeć do Shiraz, żeby w końcu pozbyć się przeziębienia w spokojnym hotelu. Rodzinna Abdollaha była wspaniała, ale w takim tempie nasze organizmy szybko nie pozbędą się bólu gardła i gorączki.
Rankiem obudziły nas zawodzące głosy urywające się gdzieś w oddali. Myśleliśmy, że to wesele, zapowiadane tak muzykalnie poprzedniego wieczoru. Tego dnia jednak zmarł mieszkaniec wioski, a śmierć obwieszczały okoliczne płaczki (w tym mama Abdollaha). Tata Abdollaha strzelał z karabinu w celu złożenia kondolencji rodzinie zmarłego. Karabin zresztą jest w każdym domu. Strzelanie, stosownie do święta lub ceremonii, oznacza szacunek, radość albo współczucie.
Autobus do Shiraz odchodził w samo południe z miasteczka oddalonego o 30 km dlatego ponownie zdecydowaliśmy się na taksówkę i z rowerami na dachu peugeota ruszyliśmy na dworzec. Może w Shiraz uda nam się spokojnie wyleczyć. Chyba nadszedł czas na zrobienie sobie krótkich wakacji od wakacji. Od początku naszej podróży nigdy nie zatrzymywaliśmy się gdzieś dłużej niż na dwie noce. Czas to zmienić.
[wp_ad_camp_1]

2 thoughts on “Mombi i Góry Dębowe”
Pech z tymi reliefami. Życzę zdrowia, zdrówka, zdróweczka ! Jeszcze wiele niespodzianek przed Wami.
Pozdrawiam i życzę zdrowia .